Prawie życiorys 1939-1956 - Ryszard Bielański

Szanowni Czytelnicy! Uprzejmie informujemy, że Dział Dziecięcy Filii posiada nowy numer telefonu: 507 770 859

Prawie życiorys 1939-1956 - Ryszard Bielański
poniedziałek, 21-02-2022, 17:06

W ostatnich dniach lipca 1944 roku ponosiło nas. Jesteśmy jednak żołnierzami, rozkazy i dyscyplina obowiązują. Dość przypadkowo spotkaliśmy się 25 lipca w cukierence na Solnej. Wczesne popołudnie. Obecni „Naprawa”, „Gil”, „Clive”, „Jur II”, „Błękitny”, „Rom” i chyba dwóch jeszcze kolegów z plutonu. Fundujemy sobie po ciastku i omawiamy aktualności. W pewnym momencie „Naprawa” mówi: „Robimy szkopów”. W czasie okupacji obowiązywał zakaz rozbrajania szkopów, gdyż w trakcie takich operacji nie można było wykluczyć konieczności zastrzelenia „pacjenta”. Pociągało to za sobą z reguły represje niemieckie. Czyli skórka za wyprawkę. Pistolet zdobyty tą drogą kosztowałby zbyt drogo. Co innego broń zdobyta w akcji. Była wkalkulowana w koszty. Jeżeli Tadeusz „Naprawa” decyduje się na rozbrojenie szkopów, to znaczy, że rozkaz o rozbrojeniu został uchylony i to naprawdę ostatnie szkopskie dni. Uzbrojeni w pistolety są jedynie Tadeusz „Naprawa” i Rysiek „Gil”. Wychodzimy dwójkami. „Naprawa” ze mną, Rysiek „Gil” ze Zbyszkiem „Clivem”, Jurek („Jur II”) z „Błękitnym”. Niedaleko na Solnej idzie naprzeciw nas dwóch unterofficerów Wehrmachtu. „Naprawa” mruknął: „Uwaga”. Gdy nas minęli i znaleźli się przed drugą parą Tadeusz odwrócił się, wyciągnął „gnata” i krzyknął „Hände hoch!” . Równocześnie „Gil” pokazał szkopom swojego visa. Odległość między parami my ? szkopy rzędu czterech metrów. Podoficerowie niezdecydowanie podnieśli ręce do góry. Podskoczyłem do jednego z nich i ostro krzyknąłem „Hände hoch”. Podniósł łapki jak należało. Zbyszek zręcznie wyłuskał mu z kabury „parabelkę”, ja zapasowy magazynek. W trakcie tej naszej zabawy, drugi szkop zaczął uciekać. Tadeusz prowadził go na muszce, nie zdecydował się jednak na strzał.

Fragment książki

Gatunek: